Jazda próbna - Nissan Juke Hybrid
Samo wspomnienie o Nissanie Juke wywoła u większości miłośników motoryzacji albo lekki chichot, albo będą oni oczekiwać czegoś niezwykłego i/lub dziwnego. Dla producenta jest to niewątpliwie pionierski model, który stworzył nowy segment kompaktowych SUV-ów w branży motoryzacyjnej. Na niektórych rynkach model stał się prawdziwym hitem, nawiązując do sukcesu jeszcze bardziej niezwykłego Qashqai’a 4 lata wcześniej.
Juke prawdopodobnie zawdzięcza swoje narodziny jednemu z najbardziej wpływowych menedżerów świata motoryzacji, Carlosowi Ghosnowi, który pod koniec ubiegłego tysiąclecia próbował połączyć obie firmy, gdy stał u steru Renault. Próbował, bo jak wszyscy wiemy, Japończycy wbili później Ghosnowi nóż w plecy, mówiąc metaforycznie, i wyrzucili go nie tylko z Nissana, ale również z każdej innej pracy, jaką ten człowiek podjął. Kiedy Ghosn po raz pierwszy zetknął się z Nissanem, stan firmy był delikatnie mówiąc fatalny – groziło jej bankructwo i, jak to się dziś mówi, musiała podjąć radykalne działania, aby “się ogarnąć”. Qashqai okazał się strzałem w dziesiątkę dla Ghosna – dziś SUV-y stały się globalną pandemią poważnych rozmiarów, a pierwsze lekkie oznaki spowolnienia dopiero teraz zaczynają być widoczne. W sumie sytuacja jest nadal absolutnie przygnębiająca, a modele takie jak te robią wszyscy, nawet Lamborghini i Ferrari. Cały szereg producentów, w tym sam Nissan, na kilku kluczowych rynkach całkowicie zrezygnował ze sprzedaży innych typów pojazdów.
Zazwyczaj opracowanie modelu trwa co najmniej pięć lat, więc Juke prawdopodobnie nie cieszył się sukcesem zanim trafił na rynek, być może raczej w końcowej fazie produkcji. Do tego czasu jednak z pewnością potwierdzono już jego podstawowe parametry i kształt. W momencie premiery widać było, że model ten również wywołuje szum i jak mogłoby być inaczej – Juke łączył w sobie solidność miejskiego SUV-a z wyższym nadwoziem i odważną, niepowtarzalną stylizacją, a wszystko to w kompaktowym rozmiarze supermini.
Oczywiście inni źli ludzie natychmiast kontratakowali i przy pierwszej okazji wyszli z konkurencyjnymi modelami. Łatwo to zrobić, gdy ma się w głowie jasno określony cel. Co więcej, Juke nie był pozbawiony wad – stylistyka nadwozia sprawiała, że przedziały pasażerskie i bagażowe oferowały niewiele miejsca, tylne siedzenia były ciasne i ciemne, a pozycja kierowcy nieco niewygodna i przykurczona. Nowe modele były bardziej przestronne i funkcjonalne.
Jednak Juke również znalazł klientów oferując małe auto (łatwiejsze do manewrowania w mieście) i wyższe siedzenia (lepsza widoczność).
Kolejnym aspektem Juke, którego nie można przeoczyć, jest jego kształt. Mówi się, że piękno jest w oku patrzącego. Już samo to tłumaczy, dlaczego w jednych krajach sprzedaje się tak dobrze, a w innych nie. W tym przypadku stylizacja była po prostu maksymalnie przesadzona i w tym sensie to cud, że ten model nie skończył jak najnowszy Ford Scorpio czy Fiat Multipla. Wręcz przeciwnie – z czasem pojawiły się mocniejsze wersje Nismo i Nismo RS, a Juke R i R 2.0 były w zasadzie egzemplarzami jednorazowymi. O ile mnie pamięć nie myli, te ostatnie zamówili klienci gdzieś ze świata arabskiego, którzy nie mieli nic przeciwko wyłożeniu ponad pół miliona euro, aby nabyć 3,8-litrową, podwójnie doładowaną wersję Nissana GT-R, która zapewniała prawie 600 koni mechanicznych, przyspieszała do 100 km/h w 3,6 sekundy i osiągała prędkość maksymalną 260 km/h. Był to również pierwszy Nissan GT-R wyprodukowany z 3,8-litrowym silnikiem z podwójnym turbodoładowaniem.
Z racji tego, że Juke nadal ma swoich wiernych fanów, wypuszczono drugą generację modelu. Posiada kilka ulepszeń i liczy na świetlaną przyszłość, ale to wciąż bez wątpienia Juke. Nowy model oferuje znacznie obszerniejsze i wygodniejsze wnętrze, z miejscem dla dorosłych pasażerów nawet na tylnej kanapie oraz większy bagażnik otwierany przez znacznie większą klapę. Juke nadal jest przeznaczony do jazdy głównie w przestrzeni miejskiej, więc w przeciwieństwie do wielu rywali jego gabaryty nie zwiększyły się znacząco. Najbardziej powiększył się rozstaw osi, bo o 10 centymetrów – jest to widoczne przez mniejszy tylny i przedni zwis.
Stylistyka samochodu stała się mniej radykalna – zachowano wybrzuszony nos z okrągłymi reflektorami, ale zniknęły światła na górze błotników, które denerwowały wyższych kierowców. Zastąpiono je wąskimi listwami biegnącymi między pokrywą silnika a błotnikami. W przypadku Juke’a światła LED pozwoliły zachować znany styl maski, ale sprawiły, że jest on znacznie bardziej znośny. Pochylona linia dachu i klamki tylnych drzwi osadzone w słupkach zdawałyby się sugerować sportową duszę, ale widoczne w tabeli technicznej 114 KM dla wersji benzynowej i 143 KM dla wersji hybrydowej mówią coś zupełnie przeciwnego. Z kolei tył faktycznie wypada zaskakująco dobrze. Sprawia wrażenie nieco przepełnionego, ale poszczególne linie i kształty ładnie ze sobą współgrają i ogólne wrażenie jest całkiem sympatyczne. Jeśli więc jednym z celów nowego Juke’a było zachowanie ducha starego modelu, to udało się to osiągnąć.
Deska rozdzielcza Juke’a wygląda całkiem nowocześnie i stylowo jak na tak mały pojazd. Na jej środku znajduje się obowiązkowy w dzisiejszych czasach ekran dotykowy z kilkoma fizycznymi przyciskami, których zostały rozmieszczone w przemyślany sposób.
Pozycja za kierownicą jest dosyć wygodna, ale widoczność do tyłu nie jest zbyt dobra, ze względu na niewielkich rozmiarów tylną szybę. Z kolei z przodu widać praktycznie wszystko, dzięki wysokiej pozycji siedzącej i stosunkowo wąskim słupkom. Ogólnie rzecz biorąc, wybór materiałów wykończeniowych jest satysfakcjonujący, a ogólny styl jest tak dobry, jak się spodziewano. Nabywcy otrzymują możliwość wyboru spośród wielu kombinacji kolorystycznych, aby znaleźć najbardziej odpowiednie rozwiązanie.
Maska Juke’a jest bardzo podobna do Micry i Renault Clio. Jedynym silnikiem spalinowym w ofercie jest trzycylindrowy, doładowany silnik benzynowy, z napędem na przednie koła. Oczywiście nie da się uciec od elektryfikacji – w ofercie pojawiła się wersja hybrydowa, łącząca opcje 1,6-litrowego, czterocylindrowego silnika benzynowego i silnika elektrycznego o mocy 48 KM, które razem produkują aż 143 KM. Wersja hybrydowa oferuje 25% więcej mocy niż w wersji standardowej i o 20% większą oszczędność paliwa. Nawiasem mówiąc, w skrzyni biegów zastosowano rozwiązanie dogbox, wykorzystujące technologię F1 znaną z ostatnich modeli hybrydowych Renault.
Wrażenia z jazdy hybrydą były dość płynne. Pojazd startuje w trybie elektrycznym, co pozwala na dość szybkie przyspieszenie. Silnik benzynowy odpala się, gdy pojazd przekroczy około 40 km/h lub gdy baterie się wyczerpią, co zdarza się po kilku kilometrach. Zawieszenie i układ kierowniczy z pewnością nie są najlepsze w segmencie, a przechylenia są odczuwalne podczas szybszego pokonywania zakrętów. Jednak w jeździe miejskiej, do której Juke jest przeznaczony, nie ma na co narzekać.
Model ten posiada na pokładzie szereg elementów bezpieczeństwa aktywnego i pasywnego, co pozwoliło mu osiągnąć pięciogwiazdkowy wynik w testach EuroNCAP. Lista dostępnych gadżetów różni się znacząco w zależności od poziomu wyposażenia i nie ma tutaj sensu wchodzić w szczegóły, gdyż jest ich aż pięć: Visla, Acenta, N-Connecta, Tekna i N-Design. Najłatwiej zapoznać się z nimi bezpośrednio u sprzedawcy, albo poprzez przejrzenie stron internetowych dealerów.
W sumie nowy Juke może stracił trochę ze swojej rewolucyjności, ale z drugiej strony stał się bardziej praktyczny i użytkowy. Zobaczymy, jak potoczą się jego losy.